Dorabiamy się sprzętu i w ramach zakupu maszynki do makaronu (będzie o niej osobny post), do koszyka trafiła też forma do muffinów (muffinek?). Jak zwał tak zwał,trzeba było szybko jedno i drugie wypróbować. Na pierwszy (i na pewno nie ostatni) ogień poszły muffiny, znalezione na blogu Z pamiętnika młodej kucharki. Podaję za młodą kucharką:
Składniki:
- 2 szklanki mąki
- 3/4 szklanki cukru (można mniej, w zależności od słodkości jabłek)
- 1 łyżeczka proszku do pieczenia
- 2 jajka
- 1/2 łyżeczki sody
- szczypta soli
- pół szklanki oleju
- 1 szklanka mleka
- 2 szklanki jabłek pokrojonych w kosteczkę
- 100 g ulubionej czekolady pokrojonej na drobne kawałeczki
Tak jak przy muffinkach, suche składniki wymieszać w jednym naczyniu, mokre w drugim, następnie dodać mokre do suchych i wymieszać do połączenia. Na koniec wsypać jabłka i czekoladę. Masą napełniamy foremki wysmarowane tłuszczem lub wyłożone papilotkami albo silikonowe. Pieczemy około 20 minut lub do zezłocenia w temp. 160 st. C (z termoobiegiem) lub 190 st. C (bez termoobiegu). Studzimy i zajadamy. Można polać lukrem cytrynowym. Z przepisu w zależności od foremek wychodzi od 12-16 muffinek:)
Od siebie dorzuciłam jeszcze rodzynki. I pewnie dlatego nie babeczki urosły jakoś szaleńczo, bo ciasto było już mocno wilgotne, ale w smaku wyszły absolutnie pyszne :)
Muffiny wchodzą na stałe do repertuaru. Howgh!
Bardzo ładne, takie szarlotki z czekoladą;)
OdpowiedzUsuń